
O nas
Masz fajne pomysły?
Napisz do nas.
michal@krajnik.pl
Dostałem takie pytanie: Jak to jest być ojcem, ojcem zastępczym?
Może za nim na nie odpowiem, napiszę trochę o sobie.
Jestem takim zwykłym facetem po trzydziestce – no fakt, że już szesnaście lat po trzydziestce, ale to szczegół. Człowiek ma tyle lat na ile się czuje 😊. Przez ponad 15 lat byłem żołnierzem zawodowym w batalionie zmechanizowanym. Mam kochającą żonkę, dwoje dzieci własnych i ośmioro w rodzince zastępczej.
Więc jak to jest być ojcem – ojcem zastępczym?Łatwo. Po prostu jak trzeba wpisać w rubryce imię ojca to się wpisuje. Moje dzieci biologiczne wpisują moje, a dzieci z rodzinki zastępczej wpisują imiona ojców … których nigdy nie widzieli.
Tekst z internetu https://krytykapolityczna.pl/kraj/zza-pancernej-szyby-nie-slychac-wolania-o-pomoc/
Mikołaj nie mówi. Jednak kiedy terapeutka chwyta go za rękę, staje się cud: Mikołaj pisze na komputerze! Ale tylko, kiedy terapeutka kieruje jego dłonią. Jej jednej ufa i dlatego codziennie spędza z nią wiele godzin, pisząc, układając układanki, których nienawidzi. I z powodu tego zaufania co chwilę wyje, wydłubuje sobie ciało i rozbija sobie głowę o podłogę i ściany.
Dzisiejszy poranek spędziłam w lokalnej telewizji. Już na wstępie przemiłej rozmowy zostałam zapytana o to, co – w kontekście autyzmu – powinno zaniepokoić rodziców. Odpowiedziałam, że zależy mi na tym, byśmy powoli odchodzili o narracji o „zaniepokojeniu", o tym, że „coś z dzieckiem jest nie tak". Wytłumaczyłam, że tym, czego dzieci ze spektrum autyzmu potrzebują najbardziej, jest akceptacja. A ciężko o akceptację, gdy tkwi się w narracji cierpienia, zaniepokojenia i „nietakowości". To podejście skłaniające do naprawiania, poprawiania i usprawniania popsutego dziecka z autyzmem.
Co i rusz czytam w internecie głosy o tym, jaką to krzywdę robimy osobom z autyzmem, prosząc o zrozumienie dla odmiennego wzorca rozwoju. Jako antytezę, usprawiedliwienie postrzegania autyzmu w kategoriach cierpienia, zaburzenia czy choroby przedstawiane są dramatyczne opisy młodych ludzi pokaleczonych od autoagresji czy ich rodzin pokaleczonych agresją. Słyszę, że nie rozumiem, o czym mówię z perspektywy własnego „niby" autyzmu z doktoratem i lekkiego a przyjemnego życia.
Czym jest to mityczne sformułowanie "Dobro Dziecka" które tak często jest powtarzane w rozmowach, audycjach, reportażach. Wszyscy się nim posługują, od sądu poprzez pracowników MOPRu/PCPRu, szkół czy poradni.
Wczoraj byłem uczestnikiem spotkania online i tam padło takie sformułowanie " Dobro Dziecka". Dzisiaj na spokojnie czytając komentarze zwróciłem uwagę na dwie definicje tego określenia napisane przez osoby oglądające to spotkanie:
Dobro dziecka to poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji
Justyna G.
Dobro dziecka, to miłość i spokój oraz poczucie bezpieczenstwa .
Agnieszka W.
Bardzo łatwo mówi się o "Dobru Dziecka" kiedy mamy doczynienia ze zwyczajną rodziną z jednym czy dwojgiem dzieci. Tutaj sprawa jest oczywista. Dziecko wychowujemy, przekazujemy im swoje wzorce zachowań, dzieci są do nas genetycznie podobne więc i ich zachowanie jest w miarę przewidywalne. Dzieci idą drogą, którą im subtelnie sugerujemy i pilnujemy, aby z niej nie zboczyli. Z domu wychodzą przygotowani przez nas na nową drogę życia, a jak coś nie wyjdzie to zawsze mogą wrócić, bo "pokój czeka".
A jak to jest w rodzinie zastępczej?
Tradycja to coś co jest cyklicznie lub co pewien czas powtarzane. Ale kiedyś, takie coś musi być zrobione pierwszy raz i tak teraz było u nas.
Do niedawna na urodzimy dziecka lub nasze kupowaliśmy w cukierni tort. Ale dlaczego sami takiego tortu nie możemy upiec? No właśnie. Nasze starsze dziewczyny bardzo sprawnie sobie radzą już z wypiekami ciast więc pwenie tort też już będą mogły zrobić.
Na naszej rodzinnej naradzie - takie nasze spotkania w jadalni przy stole - rzuciłem pomysł "Róbmy samodzielnie torty na urodziny".
Tylko kto i dla kogo miałby je przygotowywać? Tutaj pomocna stała się nasza przypominajka rodzinna z ważnymi dla rodzinki datami.
Pierwsze co znaleźliśmy to różne fundacje z całej Polski. Trochę nieśmiało zadzwoniliśmy do pierwszej z brzegu - a tam bez wstępu - " Jak jesteście zdecydowani to zapraszamy do nas (chyba okolice Łodzi). Dostaniecie od nas dom i 8-9 dzieci do opieki. W międzyczasie szkolenie i będziecie prowadzić Rodzinny Dom Dziecka (RDD). (???) Trochę nas to zaskoczyło. Tutaj mieliśmy swój dom, swoje życie, gabinety żony... I jak to tak - wszystko tu zostawić i pojechać z naszymi dzieciakami w nieznane. My nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy co to znaczy opiekować się taką ilością dzieci. Grzecznie odmówiliśmy.
Jak byliśmy na szkoleniu w 2013 roku jako kandydaci na rodziców zastępczych oglądaliśmy różne filmiki i o nich potem dyskutowaliśmy. Nasz program opierał się o amerykański podręcznik PRIDE.
Na jednym filmiku, w rodzinie zastępczej, dziecko się zdenerwowało o coś, po czym pokłóciło się z rodzicami zastępczymi i wybiegło z domu. Z tej złości podeptał mamie zastępczej kwiatki przed domem. Mama zadzwoniła do ich odpowiednika naszego MOPRu i na drugi dzień przyjechał psycholog i jeszcze jakieś dwie osoby do dziecka i rodziców. Udzieliły wsparcia, pomogli rozwiązać problem. Po prostu Happy End w amerykańskim wydaniu.
Pierwsze pytanie w dyskusji jakie padło z mojej strony to czy u nas też tak będzie to wyglądało. Po jego powiedzeniu dało się słyszeć przeciągły wdech pani prowadzącej i krótka odpowiedź: "Nie, u nas musicie radzić sobie sami".
Jak jesteśmy postrzegani w systemie edukacji? W moim opisie postaram się oprzeć tylko na własnych spostrzeżeniach. Znamy dużo opowieści jak to jest w innych rodzinach ale może same o tym kiedyś one napiszą.
My w szkole masowej (rodziny które mają dzieci z orzeczeniami rozróżniają szkoły jako masowe, specjalne i domowe) jesteśmy postrzegani w większości jako dziwacy którzy cały czas coś chcą i czegoś od szkoły wymagamy.
Do tego szkoły muszą co jakiś czas składać na nas "pisma" więc wyszukują wszystkiego do czego można się przyczepić.
Trudno szkole zrozumieć, że my pracujemy i tak naprawdę mamy mało wolnego czasu aby brać udział w dodatkowych zamierzeniach szkoły jak: trójka klasowa, pomoc z wyjazdami na basen, wycieczki do kin i teatrów itp.. Dla porównania: ktoś kto ma jedno dziecko i po jego szkole chce mu poświęcić na pomoc w nauce, sprawdzenie lekcji itp. jedną godzinę dziennie to przy 9 dzieci to jest już 9 godzin.
By accepting you will be accessing a service provided by a third-party external to https://rodzinkaxl.pl/