Image
RodzinkaXL.pl - Strona duuużej rodzinki
O nas
Chcesz dołączyć do prowadzenia tej strony?
Masz fajne pomysły?
Napisz do nas.
michal@krajnik.pl
Zobacz nas na:

Rodzinne opowieści z mchu i paproci

Ulotne chwile, przemyślenia i to co nas otacza. Poukładane w zdania, historie, wspomnienia, marzenia

Duża rodzina w szkole.

Jak jesteśmy postrzegani w systemie edukacji? W moim opisie postaram się oprzeć tylko na własnych spostrzeżeniach. Znamy dużo opowieści jak to jest w innych rodzinach ale może same o tym kiedyś one napiszą. 

My w szkole masowej (rodziny które mają dzieci z orzeczeniami rozróżniają szkoły jako masowe, specjalne i domowe) jesteśmy postrzegani w większości jako dziwacy którzy cały czas coś chcą i czegoś od szkoły wymagamy.

Do tego szkoły muszą co jakiś czas składać na nas "pisma" więc wyszukują wszystkiego do czego można się przyczepić. 

Trudno szkole zrozumieć, że my pracujemy i tak naprawdę mamy mało wolnego czasu aby brać udział w dodatkowych zamierzeniach szkoły jak: trójka klasowa, pomoc z wyjazdami na basen, wycieczki do kin i teatrów itp.. Dla porównania: ktoś kto ma jedno dziecko i po jego szkole chce mu poświęcić na pomoc w nauce, sprawdzenie lekcji itp. jedną godzinę dziennie to przy 9 dzieci to jest już 9 godzin. 


W jednej ze szkół spotkania z rodzicami we wszystkich klasach były tego samego dnia, o tej samej godzinie. Dwoje dzieci miałem w przedszkolu, dwoje było w jednej klasie czyli w tym samym czasie miałem być na wywiadówkach w 5 klasach. Zona w tym czasie była z dziećmi w domu bo ktoś się nimi musi opiekować a do szkoły zabrać nie można. Efekt tego taki, że na jednej byłem na początku a na pozostałe to tylko wpadałem podpisać listę. Niestety panie nauczycielki nie podały mi co było, jakie opłaty, jakie książki itp. -

"Nie będę się powtarzała, od innych rodziców trzeba się dowiedzieć". - to była najczęstsza odpowiedź (nie od wszystkich nauczycieli ale od większości)

Na moje stwierdzenie, że mogą mi podesłać konspekt z prowadzenia wywiadówki gdzie są wszystkie najważniejsze informacje do przekazania, dowiadywałem się, że nie mają takiego obowiązku. I tak po każdej wywiadówce.

Zapewne pomyślicie sobie, że moje dzieciaki to jakieś niegrzeczne urwisy - i tutaj niespodzianka - jedne z najlepszych uczniów w szkole. Z czwórki dzieci z klas od czwartej wzwyż - troje świadectwa z białoczerwonym paskiem, czwartej zabrakła kilka dziesiątych procenta. Dzieciaki reprezentowały szkołę na zawodach sportowych, konkursach plastycznych, recytatorskich. Jedna trzecia składu teatrzyku szkolnego to moje dzieciaki.

Chyba nie pasowaliśmy do wizerunku rodziny zastępczej - moje dzieci nie były smutne, zaniedbane, nie bały się mnie ani mojej żonki. Jak każde dziecko czasami coś zapomniały do szkoły, ktoś się czegoś nie nauczył.  Do szkoły jeździliśmy na rowerach. Albo zawoziłem dzieci samochodem.

To akurat sytuacja z przedszkola: Przyprowadzam rano dzieci do grupy. Podchodzi przedszkolanka i szepcze do mnie, żebym sprawdził moim dzieciom głowy bo jakaś mama zadzwoniła do niej i powiedziała, że jej dziecko dostało w przedszkolu wszy. To się jej pytam czy to wszystkim rodzicom mówi czy tylko mi a ona na to, że tylko mi bo moje dzieci są z rodziny zastępczej. Ręce mi opadły. Jak coś złego to od razu moje dzieci. Bo one zza samo pochodzenie już z góry skazane są na bycie winnym...


×
Bądź na bieżąco

Kiedy zasubskrybujesz bloga, wyślemy Ci wiadomość e-mail, gdy pojawią się nowe aktualizacje na stronie, abyś ich nie przegapił.

Własne przemyślenia
Rysunek który mówi więcej niż całe opowiadanie